Reklamy

Co za tydzieńjak to mawia Olivier Janiak.

To wydanie inbówki miało wyglądać trochę inaczej. Spory Mai Staśko i Krzysztofa Stanowskiego stały się niemal codziennością i byłem przekonany, że ten ostatni jest tylko codzienną przepychanką tej dwójki. Ale sytuacja rozwija się coraz ciekawiej. Polski Twitter żyje teraz tylko tym, ale i tak streszczę sytuację: Maja Staśko, wielokrotnie krytykowana za swoje feministyczne postawy i teksty (przede wszystkim dotyczące kwestii molestowania) przez Krzysztofa Stanowskiego, pochwaliła się we wtorek na swoim Twitterze zaproszeniem do Hejt Parku – programu Kanału Sportowego, gdzie najwięcej szumu robi właśnie Stanowski, przede wszystkim promując swoją karaczańską agendę walki z poprawnością polityczną, która prowadzi do takich kwiatków jak kuriozalna rozmowa ze Sławomirem Mentzenem, do którego na wizji zadzwonił Darth Korwin i jak potłuczony biadolił o tym, że “dobrze, że homosie w Polsce się boją”. Maja Staśko do programu nie została jednak zaproszona przez założyciela weszlo.com, a przez Iwonę Niedźwiedź, byłą piłkarkę ręczną i  jedyną prominentną kobietę w konstelacji Kanału Sportowego. Stanowski odwołał jednak występ Staśko i później tłumaczył się, że “że nie jest to osoba, która powinna dostać zaproszenie. Nie spełnia podstawowych warunków: nie jest wystarczająco znana, ani nie jest istotną stroną w jakiejkolwiek publicznej debacie, która aktualnie by się toczyła”. Ciekawe słowa ze strony osoby, która sama sztucznie tworzy debaty publiczne opierające się właśnie na krytyce Staśko, która zwróciła uwagę na to, że w programie dziennikarz nigdy nie gościł żadnej kobiety. Ten odpowiedział, że… napisał na priv do Justyny Kowalczyk, ale nie odpisała. Jak na kogoś kto wśród własnych zwolenników uchodzi za mistrza retoryki, to jakoś się nie popisał w zaprzeczaniu oskarżeniom o seksizm.

Karma dała o sobie znać w ostatnich godzinach. Bo w czwartek to Stanowski pochwalił się zaproszeniem do innego medium, a konkretnie do Drugiego śniadania mistrzów w TVN24, które miało zostać nadane w sobotę. I będzie, ale bez jego udziału. Prowadzący Marcin Meller musiał odwołać wizytę dziennikarza sportowego, ponieważ jego stacja nie zgodziła się na pojawienie się osoby promującej firmy bukmacherskie (którą faktycznie Stanowski promuje na każdym kroku). Ciekawy twist i chyba jednak nieprzypadkowy.

A teraz wracamy do regularnego programu: Bo jego gwiazdą miała być Agnieszka Kaczorowska. Aktorka występująca m.in. w Klanie stała się w ostatnich dniach niespodziewanym źródłem inby. Ot tak na swoim Insta opublikowała bowiem wpis o “modzie na brzydocie”. Co przez to rozumie? – Obserwuję obecnie modę na brzydotę. Trochę wydaje mi się, że wynika z chęci przeciwstawieniu się instagramowemu pięknu, które narzuciło pewne standardy, a z drugiej ze zbyt skrajnego pojmowania takich haseł jak #bodypositive. Po co na siłę robić z siebie „taką zwyczajną”, zamiast „wyjątkową i niepowtarzalną”? Po co być „zmęczoną” i w tym taką „prawdziwą” jak można koncentrować się na swojej sile? Po co eksponować swoje wady, mówiąc o „dystansie” jak można po prostu je akceptować, żyć sobie z nimi spokojnie, a budować markę osobistą opartą na superlatywach? – napisała Kaczorowska, której ewidentnie na mózg rzuciły się kołczerskie bzdety trenerów rozwoju. Jakie więc jest to piękno zaprzeczające brzydocie? Patrząc na konto instagramerki to typowe dla tej platformy i raczej obłudne. W komentarzach było sporo sprzeciwu dla tego stanowiska – wypowiedział się m.in. Qczaj.

Ale to wypowiedź na Facebooku Sylwii Chutnik wydaje się najbardziej adekwatna: – Podobno body positive to szkodliwa moda, która daje przyzwolenie na bycie zaniedbaną i taplanie się w „błotku”? No to posłuchajcie 42 letniej laski ze zdjęcia: całe kurwa życie muszę się zmagać z oceną mojego wyglądu tylko dlatego, że jestem kobietą. Piszę, zrobiłam doktorat, znam się na kilku rzeczach, ale i tak jestem rozliczana z tego, czy mam wystający brzuch, za duży nos czy cokolwiek innego. Staram się tym nie przejmować i na szczęście nie mam zwyczajnie czasu na cudze jazdy, ale serio wolałabym, aby w XXI wieku wreszcie odpieprzyć się od tego, kto się jak nosi. Przez swoje kolorowe włosy, dziary i kolczyki miałam problemy na ulicy, w szkole. Byłam wyzywana, opluwana, nie wpuszczana do sklepów. Dlatego nie zgadzam się, kiedy jedzie się po wyglądzie innych osób. Botoks, piercing, no make up? A róbcie se co chcecie. Bądźcie szczęśliwe i miejcie gdzieś porady i pierdy innych osób. Zwłaszcza takich, co oceniają inne. To trudne, dobrze o tym wiem. Ale inaczej będziemy ciagle się oceniać i dyscyplinować, zamiast po prostu dobrze bawić. Peace! – napisała pisarka. Nic dodać, nic ująć. 

Satyrycznie do wypowiedzi Kaczorowskiej odniosła się Nosowska. Poważniej z kolei Wojtek Sawicki z Life on Wheelz. Trzeba jednak zaznaczyć, że aktorka zreflektowała się i przeprosiła za swoje słowa wszystkich, których mogły one dotknąć. Może to i happy end.

 

To wydanie kończę telegraficznym skrótem tego, co słychać w branży graczy. Amatorzy gier wideo masowo burzą się bowiem na trwający Miesiąc Dumy. Drugi rok z rzędu husaria zaatakowała CD Projekt Red za uwzględnienie tęczy w swoim logo. “LGBT to partia polityczna, nie ma to nic wspólnego z równością. Branie udziału w ich propagandzie jest słabe”, “No i po co to? Po cholerę mieszacie się do polityki i ideologii?”, “Dobrze ze Geralt tego nie widzi”, “Moglibyście się skupić na robieniu gier, które nie wymagają miesięcy by je załatać by dało się grać bez frustracji, albo możecie się skupiać na tęczowych flagach i innych ideologicznych symbolach. Ale co ja tam wiem…”. Czyli jak zawsze, dupa jest do srania, a gry są od grania. Oczywiście, wśród komentujących są też osoby wspierające CDPR. Martwi jednak to jak duży odsetek gamerskiej społeczności replikuje propagowane przez PiS i Konfederację farmazony o tym, że społeczność LGBTQ+ jest jakąś grupą lobbującą za wywróceniem porządku obecnego świata. Cóż, czasami patrząc na obecną sytuację, chciałbym, że tak było. Może wtedy udałoby się cokolwiek zmienić.

WIĘCEJ